Temat sam się narzucił - rachuba czasu. Właśnie kończy się 2010rok, znamy go jak własną kieszeń, wiemy co się już wydarzyło: dobrego bądź złego a przed nami wielka niewiadoma Nowy 2011 Rok.
Jak wyglądały kalendarze setki lat temu? By choć trochę uchylić rąbka "tajemnicy czasu" jakiej udziałem jest historia danej cywilizacji - chciałam przedstawić Aztecki kalendarz. Rachuba czasu jaką znali Aztekowie wywodziła się z kalendarza Majów, była jednak bardziej uproszczona. Kalendarz ten był podwójny tzn. składał się on z 2 kalendarzy. Jednym z nich był kalendarz roku rytualnego tonalamatl , który liczył 260 dni i był używany we wróżbiarstwie, przy ruchomych świętach i rytuałach. Dzielił się on na 20 okresów (tygodni) liczących po 13 dni. Kolejnym był kalendarz roku słonecznego liczący 365 dni. Było to 18 miesięcy liczących po 20 dni każdy. Każdy dzień miał swoją nazwę i na jego oznaczenie stosowano konkretny symbol obrazkowy. Aztekowie wierzyli, że 5 ostatnich dni w roku, zwanych nemotemi ("dni daremne") niosło za sobą złą wróżbę.
Przy zapisie dat przed symbolem dnia z kalendarza słonecznego stawiano liczby 1-13 z kalendarza rytualnego. Tym sposobem łączono ze sobą dwie rachuby czasu - rytualną i słoneczną. Na oznaczenie roku roku stosowano jeden z czterech znaków dnia z kalendarza słonecznego, od którego dany rok się zaczynał - Trzcina, Krzemień, Dom i Królik. Do tego znaku dodawano po kolei jedną z liczb od 1 do 13. Taki okres składający się z 52 (4x13) lat stanowił zamknięty cykl w azteckiej rachubie czasu. Dla wierzeń azteckich najważniejszy był moment zrównania się obu kalendarzy, który przypadał właśnie co 52 lata. Był to moment wielkiej uroczystości, czas decydujący o dalszym istnieniu świata. Właśnie wtedy organizowano ceremonię rozpalania nowego ognia. Podczas przygotowań do tego rytuału ludzie gasili wszystkie ogniska, a także pozbywali się wizerunków bóstw, wrzucając je do wody. Główny obrzęd odbywał się na szczycie wzniesienia zwanym Huixachtlan, położonego w pobliżu miast Iztapalapa i Colhuacan. Gdy słońce chyliło się ku zachodowi na wzgórze wyruszała procesja kapłanów, która osiągała swój cel około północy. W ciemnościach i milczeniu przerażeni ludzie zbierali się razem oczekując na dalszy rozwój wydarzeń - niepewny los świata, czy będzie on istniał dalej? Kapłani z uwagą obserwowali czy Plajady przekroczą zenit, co oznaczało trwanie ustalonego porządku na kolejne 52 lata. Gdy owych "siedem sióstr" przekroczyło ów punkt, kapłan krzesał ogień na piersi leżącego na ołtarzu jeńca. Następnie od tego płomienia rozpalał wielkie palenisko. Ofierze wyrywano serce i wrzucano do ognia, gdzie następnie trafiało jego ciało. Rytuał ten miał zapewnić odnowę i dać nowy początek kolejnego cyklu. Oczekująca ludność doliny, zobaczywszy ogień na szczycie wzgórza, nacinała sobie płatki uszu, składając w ten sposób ofiarę z własnej krwi. W tym samym czasie posłańcy z pochodniami roznosili święty ogień do innych azteckich świątyń, skąd zanoszono go do zwykłych domostw. Natomiast w głównej świątyni rozpoczynano składanie w ofierze jeńców wojennych. (na podstawie TAJEMNICE STAROŻYTNYCH CYWILIZACJI tom.50,51 oraz Wikipedii, Handbook to life in the Aztec world - Manuel Aguilar-Moreno).
O historii powstania kalendarza egipskiego pisałam tu:
oraz
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz