W ubiegłym roku przystąpiłam do konkursu Beaty Pawlikowskiej pt. "Podróż marzeń". Natychmiast ożyły jakże już dawne wspomnienia z pobytu w Grecji. A była to rzeczywiście podróż marzeń. Mieszkaliśmy u naszych przyjaciół w Atenach, gdzie mieliśmy naszą bazę wypadową.
Oto pierwszy fragment zapisu wspomnień pt."Iść za głosem serca"
Listopad - miesiąc pluchy i śniegu. O tej porze roku zawsze mam dekadenckie nastroje. To, co dodaje otuchy i nadziei to marzenia. Ma je każdy, bo wszyscy jesteśmy jak dzieci. Miałam być archeologiem, odkrywać schowane przed wiekami zabytki, odgadywać zagadki historii. Ale stało się inaczej. Jednak dusza archeologa gdzieś we mnie pozostała. I stało się, pojechałam do kolebki starożytnego świata. Przez miesiąc mogłam cieszyć się Grecją.
W szczególności wielkie wrażenie wywarły na mnie Ateny. Miasto boskiej Minerwy, pani, która podarowała miastu drzewko oliwne, symbol pokoju i dostatku.
Upał, zgiełk i hałas dobiegający z ulicy, i ja. Patrząc w dal już je widzę. Dumne, piękne i na wyciągnięcie ręki, białe wzgórze Akropol. Jestem w marmurowym sercu Aten. Przekraczam bramę Beulego
i stąpam powoli, napawając się każdym krokiem, dotykając każdego kamienia. Ze szczytu rozpościera się widok na Agorę, Wierzę Wiatrów, widzę wzgórze Likavitos i Filopaposa. W oddali stoi majestatyczna świątynia Hefajstosa.
U swych stóp, tak jak boska Atena, mam całe miasto. Ruchliwe ulice niczym krew płynąca w żyłach dodają temu miejscu życia. A tu na górze cisza i spokój. Każdy kamień, kolumna, rzeźba przypomina
o minionej epoce. Nie ma czasu, on nie istnieje. Jest tylko ta chwila. Zamykam oczy i daję się ponieść wyobraźni. Uczestniczę w procesji na cześć wojowniczej bogini. Czuję tą niepowtarzalną atmosferę. Obchodzę Partenon i docieram do Muzeum Akropolu. Jest południe, zewsząd dobiegają melodyjne dźwięki cykad, czas schronić się
w budynku.
(cd nastąpi)
Oto pierwszy fragment zapisu wspomnień pt."Iść za głosem serca"
Listopad - miesiąc pluchy i śniegu. O tej porze roku zawsze mam dekadenckie nastroje. To, co dodaje otuchy i nadziei to marzenia. Ma je każdy, bo wszyscy jesteśmy jak dzieci. Miałam być archeologiem, odkrywać schowane przed wiekami zabytki, odgadywać zagadki historii. Ale stało się inaczej. Jednak dusza archeologa gdzieś we mnie pozostała. I stało się, pojechałam do kolebki starożytnego świata. Przez miesiąc mogłam cieszyć się Grecją.
W szczególności wielkie wrażenie wywarły na mnie Ateny. Miasto boskiej Minerwy, pani, która podarowała miastu drzewko oliwne, symbol pokoju i dostatku.
Upał, zgiełk i hałas dobiegający z ulicy, i ja. Patrząc w dal już je widzę. Dumne, piękne i na wyciągnięcie ręki, białe wzgórze Akropol. Jestem w marmurowym sercu Aten. Przekraczam bramę Beulego
i stąpam powoli, napawając się każdym krokiem, dotykając każdego kamienia. Ze szczytu rozpościera się widok na Agorę, Wierzę Wiatrów, widzę wzgórze Likavitos i Filopaposa. W oddali stoi majestatyczna świątynia Hefajstosa.
U swych stóp, tak jak boska Atena, mam całe miasto. Ruchliwe ulice niczym krew płynąca w żyłach dodają temu miejscu życia. A tu na górze cisza i spokój. Każdy kamień, kolumna, rzeźba przypomina
o minionej epoce. Nie ma czasu, on nie istnieje. Jest tylko ta chwila. Zamykam oczy i daję się ponieść wyobraźni. Uczestniczę w procesji na cześć wojowniczej bogini. Czuję tą niepowtarzalną atmosferę. Obchodzę Partenon i docieram do Muzeum Akropolu. Jest południe, zewsząd dobiegają melodyjne dźwięki cykad, czas schronić się
w budynku.
(cd nastąpi)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz