Kolejna seria zdjęć Księżyca: tutaj.
Nie warto być leniwym. Kiedy robiłem pierwsze zdjęcia Księżycowi, nie chciało mi się sięgnąć do dokumentacji aparatu. Polegałem wyłącznie na automatyce, zaś efekty tego były opłakane. Tymczasem nawet dysponując takim aparatem jak mój (Konica Minotla DIMAGE Z6) i będąc zupełnie zielonym astrofotografem, można mieć frajdę z wykonanych zdjęć - trzeba jednak uważnie czytać dołączone do aparatu papiery. Wszystkim równie zielonym z astrofoto jak ja radzę: nie wpadajcie w kompleksy - przeglądając zdjęcia doświadczonych z astrofoto kolegów można się ich łatwo nabawić, tymczasem wierzcie mi, frajda towarzysząca wykonanemu zdjęciu na którym można dostrzec szczegóły których wcześniej nie byliśmy w stanie rozpoznać jest ogromna, czytajcie uważnie dokumentację swojego aparatu - człowiek gdy jest zielony, z reguły polega na automatyce. Coś tam pamięta, że czytał kiedyś o manualnych ustawieniach przysłony czy czasu naświetlania, lecz papiery gdzieś leżą, a sięgnąć się do nich nie chce. Ja byłem święcie przekonany, że z automatu Księżyc zawsze będzie wychodził jako świetlista plama. Tymczasem wystarczyło znaleźć fragment instrukcji mówiący o tym, że pomiar światła można zawęzić do małego kółka w centrum kadru - i zamiast świetlistej plamy pokazały się morza, kratery, góry, bawcie się - nawet mając zdjęcia do bani, w oparciu o mapy Księżyca spróbujcie ustalić, co na nich się znajduje. To wciąga. Osobiście, dużo się bawiąc symulatorami, byłem przyzwyczajony do ostrych i wyrazistych obrazów planet. Tymczasem w moich kiepskich fotkach nagle dostrzegłem plastykę, wynikającą z istnienia cieni, których obrazy z symulatorów były pozbawione. I jeszcze na koniec ostatnia rada: zorganizujcie sobie czerwone światło, krzesełko, statyw i coś do notowania.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz